Translate

wtorek, 6 marca 2012

Historia mojego jeździectwa

Wraz z nadejściem pięknej słonecznej pogody oznajmiam, że "biorę się za siebie" :)) Od jutra zaczynam treningi - w dyscyplinie sportowej zwanej jeździectwem. Wspominałam kiedyś w komentarzach, że jeżdżę konno. Jako, że była zima i okropne mrozy, miałam "techniczną przerwę"... Czas to zmienić i zacząć regularny trening!
Jeździectwo - moja pasja od dziecka. Od małego nękałam rodziców o wyjazdy do stadnin. Wkońcu zorganizowałam to sobie sama i znalazłam miejsce, gdzie mogłam jeździć konno, w dodatku za darmo. Namiętnie jeździłam POCIĄGIEM do miejscowości oddalonej od mojego miasta o jakieś 15-20 kilometrów dosiadając na wpół "surowych" koni i zaliczając "spektakularne gleby" a dokładniej - glebę za glebą... Kończyło się to różnie - raz podrapaną od gałęzi twarzą (koń poniósł wzdłuż torów kolejowych), innym razem wstrząsem mózgu :/ Nic jednak nie było w stanie mnie zniechęcić i pozostało mi tylko nauczyć się w miarę bezpiecznie upadać :))) Coprawda technicznej jazdy sie tam nigdy nie nauczyłam, ale była to istna szkoła przetrwania, która uodporniła mnie na ciężkie warunki i trudne charaktery koni. Ponieważ właściciel koni  nie układał - on je miał, miał też ambicje na sport, który nie miał szansy być nawet jego namiastką. Nie jeździłam po ujeżdżalni, nie miałam instruktora sportowego - urządzaliśmy sobie dzikie gonitwy po łąkach i lasach licząc na szczęście "nie spadnięcia z konia"...
Ale wspominam te czasy cudownie - wtedy było zupełnie inaczej niż teraz, niewiele sobie robiono z niebezpieczeństwa i skutkach ewentualnego nieszczęścia, nie było komórek, kontroli, dzieciaki żyły na podwórku a nie przed komputerem. Nigdy na szczęście nic poważnego się nie stało - konie kochałam coraz bardziej, będąc w tej "wolnej amerykance" nauczyłam się samodzielności i szacunku do koni.

Jedyne zdjęcie jakie udało mi się z tych czasów znaleźć - była to już moja "końcówka" tam, więc byłam starsza - miałam tu jakieś 16 lat ;)
Po latach przyszła pora na wyprowadzkę z rodzinnych stron i pomysł posiadania własnego konia. O mały włos nie kupiłam siwego arabka od znajomego, na którym wyglądałam jak wyrośnięty junior na przymałym już wierzchowcu :)))  Imię jego - Picador
Wkońcu ze zdroworozsądkowego punktu widzenia podjęłam najgorszą decyzję i kupiłam charakterną wyścigową klacz pełnej krwi angielskiej -"Nilę", która ścigała się na Służewcu...
;)
Pierwsze wspólne jazdy
 Była straszną cholerą - nie dawała się dosiąść, straszyła kopytami w boksie i generalnie robiła z właścicielem co chciała... Któż inny jak nie ja mógł ją kupić :P

Proces "prostowania" jej trwał jakieś 3 miesiące, później było tylko coraz lepiej. Faktem jest, że była straszną ofermą ze skłonnościami do samookaleczania się, ale była przekochana. Po roku była już zupełnie innym koniem - chętnym do współpracy, podporządkowanym człowiekowi prawie w 100%.
Przeszłyśmy razem wiele - jej złośliwości, moje nerwy i wrzaski ale również dzikie tereny, gonitwy po polach (nie było na nas mocnych ;)), treningi ujeżdżeniowe i skokowe... Chodziła za mną jak pies, latem godzinami siedziałam pod jej brzuchem usuwając z nóg grudę i tocząc długie rozmowy ze współdzielącymi jej i mój los (oczywiście wszyscy byli pod brzuchami koni) :)
Z nią rozmawiałam bardzo dużo - zresztą do dzisiaj czyszcząc konia namiętnie mu coś opowiadam i komentuję :)))

Po trzech wspólnych latach kobyłkę sprzedałam niecały rok temu z osobistych przyczyn. Trafiła we wspaniałe ręce - kontakt z nowym właścicielem mam do dnia dzisiejszego!
Odwiedzin stajni za to nie zaniedbałam - mamy tam naprawdę zgrany team, atmosfera jest fantastyczna, wspaniali ludzie, właściciele - w dzisiejszych czasach aż ciężko w to uwierzyć... Cały czas miałam regularne treningi ujeżdżeniowe, skokowe, jeździłam towarzysko i na wszelkie końskie imprezy. Później była zimowa przerwa (nie mamy jeszcze krytej hali) i tak dalsze moje losy w siodle toczyć się będą się od jutra :)) Czyli ponad 20 lat na końskim grzbiecie już za mną a przede mną całe życie!
Mam nadzieję, że niedługo doczekam widoku własnych koni pod własnymi oknami na własnym pastwisku :)) Marzy mi się małe stadko karych jak smoła koni fryzyjskich :))
OK, na dzisiaj wystarczy, bo jakbym się rozkręciła, to by mnie ranek zastał :) Na koniec mała galeria zdjęć :))

zeszłoroczny Hubertus

Pogoń za lisem - gdzieś tam biegniemy ;)
Taka historia, że koń by się uśmiał!!! :))))))))

17 komentarzy:

  1. Muszę tego posta pokazac jutro córce. Ma 4 latka i kocha konie :) Jak zrobi się cieplej to znowu będzie mogła pojeździć- będzie prze szczęsliwa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozdrów córcię :) Być może rośnie już kolejna amazonka :)))

      Usuń
  2. haha ostatnie zdjęcie świetne ;D uwielbiam konie są piękne... dobrze, że rozwijałaś swoją pasję ja kiedyś miałam krótki epizod z jeździectwem a teraz żałuję, że odpuściłam ;/a marzy mi się galop brzegiem morza ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. CZekałam na ten post:)
    Pięknie,pięknie. Niestety koń to nieokiełznane zwierzę, konie potrzebują intensywnej szkoły/współpracy,aby można było z nimi ,,żyć" w zgodzie:p
    Zaskoczyłaś mnei tak szybkim zakończeniem historii:p
    Szkoda,że sprzedałaś swoją klaczkę.
    Piękne zdjęcia, ostatnie najlepsze:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciałam robić z posta elaboratu - nie wszyscy lubią czytać tak długie wywody ;) Tyle się przez te lata wydarzyło, że nazbierałoby się materiału na grubą książkę ;)

      Usuń
  4. Konie są przepiękne. Ja sama w życiu nie jeździłam konno, ale nie ukrywam, że bardzo bym chciała spróbować. Fascynują mnie te ogromne zwierzęta, są trochę jak wielkie psy :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. A Twoja klacz była cudowna!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniałą napisałaś historię Kochana! Jestem pełna zachwytu. Ja nigdy nie mialałam takiego zamiłowania.
    Jednak w związku z nadejściem wiosny zaczęliśmy dbać o siebie. Bardziej sprawdzamy co jemy, uważniej czytamy etykiety i ćwiczymy na siłowni. Ostry trening. Tak ciężki że dziś mam porządne zakwasiorki.

    Ściskam Cię mocniutko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nigdy nic nie było mnie w stanie zainteresować na dłużej - 2 lata gdy na fortepianie, rok szkoły tańca, wspinaczka górska, tenis (ale w tym roku spróbuję jeszcze raz), siłownia (zbyt monotonne dla mnie), bieganie... Z nartami już dużo lepiej, ale... Wychodzi na to, że urodziłam się w bryczesach :))

      Masz rację, wiosna i słonko bardzo motywują i więcej się chce! Oby tak dalej, człowiek spełniony - człowiek zadowolony!

      A zakwasów ja spodziewam się jutro... ;)

      Usuń
    2. Siłownia dla mnie nie może być nudna dzięki mojemu chłopakowi. Ciężko mi wytrzymać na bieżni, ale potem, gdy ćwiczę jest już dobrze. Na razie początki, ale uwierz mi, że już nie mogę się z całych sił doczekać kiedy będzie widać efekty :-)))

      Ściskam

      Usuń
  7. przepiękne te zdjęcia, widać ze sprawia Ci to radość a to w życiu najważniejsze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że każdy powinien odnaleźc sobie właśnie taką SWOJĄ pasję :)

      Usuń
  8. Jeżdżę również :) Chociaż juz nie tak często jak dawniej... A szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam grafik 2-3 razy w tygodniu :)) Jak zaczniesz, to na pewno znów wciągnie :)

      Usuń
  9. miło się czytało ;)
    kiedyś szalałam za końmi, jeździłam, a po przeprowadzce niestety ale się skończyło :)

    OdpowiedzUsuń