Translate

poniedziałek, 20 lutego 2012

Inglotowe refleksje...

Rano dostałam zlecenie od mamy - zakup pomadek w Inglocie...
Moja mama jest wierną fanką jednej określonej linii, używa jej od lat a w mieście w którym mieszka, zlikwidowano sklep firmowy i wszystkie stoiska :/ Żadne inne nie spełniają jej oczekiwań - głównie tych smakowych i kolorowych ;)

Pełna zapału i postanowień "nic poza pomadkami nie kupię" zapakowałam się w auto i pojechałam. Postanowienie jak nie trudno się domyśleć - uleciało w chwili dotarcia do stoiska... Byłam jednak twarda (nie obeszłam stoiska dookoła :P) i skusiłam się jedynie na róż i bazowy cień. Dawniej byłam wielką fanką Inglotowskich cieni i sypkiego pudru. Nigdy nie przypadły mi do gustu ich podkłady i mascary.
Mówiąc szczerze pozytywnie się zdziwiłam - ceny są narawdę przystępne jak na jakość, która mam nadzieję na przestrzeni ostatnich lat nie uległa zmianie. Sprawdzę :))

Do mojej kolekcji dołączył bazowy matowy cień nr 353 i róż z drobinkami nr 54. Dlaczego z drobinkami? Bo w drodze do mnie jest już bezdrobinkowy z Bourjois :)
Cena cienia - 20 zł. 
Cena różu 26 zł.
Będąc przy stoisku naszła mnie jednak pewna refleksja... Nie odnosicie czasami wrażenia, że te panie sprzedające kosmetyki (zwłaszcza kolorowe), w całej swojej uprzejmości robią z Nas nieświadomie (mam nadzieję)  idiotki? Stwierdzając "oczywiste oczywistości" typu : "to jest róż", "ten cień jest z brokatem" ja osobiście poczułam zażenowanie... :/ Przecież k****  widzę...
Czy klientki są aż tak ciemne, że nie widzą bijących po oczach drobinek brokatu i nie odróżniają cieni od różu? Na pytanie o gramaturę cieni już odpowiedzi nie otrzymałam :/ (zamiast na kartoniku, informacji szukała w komputerze - niestety nie znalazła).

Kilka słów na temat zdjęć - kolor różu jest przekłamany, wygląda na ciemniejszy niż jest w rzeczywistości. Najpierw nie miałam lustrzanki, teraz komputer nie chce współpracować z kartą pamięci od niej i zdjęcia robię dalej... kieszonowcem :/ normalnie czary jakieś...

Dzisiaj też moje włosy nabrały koloru :) Mój skandaliczny wręcz odrost został usunięty przez Wellaton - jutro pokażę Wam efekty farbowania i w związku z tym... będzie włosowy post :)))

I na koniec jeszcze apel do dziewczyn prowadzących blogi:
Błagam (!!!) - wyłączajcie u siebie "weryfikacje obrazkowe". To jest poprostu koszmar, od jakiegoś czasu te weryfikacje są tak potwornie nieczytelne, że klikając po raz dwudziesty piąty "odśwież" odechciewa się pisania dalszych komentarzy... Bardzo proszę w imieniu chyba większości poirytowanych blogerek, bo nie spotkałam się z kimś, kto by to lubił :)

9 komentarzy:

  1. Inglotowana mania :>
    Jestem ciekawa tego różu,może sama skusiłabym się. Tak,panie na stoiskach są the best! Najbardziej chce mi się śmiać,kiedy mówią o kosmetykach,na których temat nic nie wiedzą...

    Nie cierpię tej weryfikacji! Jak dodaję komentarz i źle przepiszę kod rezygnuję z dodania tego co napisałam:/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znoszę ludzi, którzy sprzedając coś wmawiają mi bzdury udając, że są ekspertami. Nigdy nie zapomnę przedstawiciela, który chcąc sprzedać mi pędzle do makijażu stoczył ze mną taką dyskusję:
      (P-przedstawiciel, J-ja)

      P - mam świetne pędzle do makijażu
      J - o, a jakie?
      P - Z Peggy Sage
      J- a z czego są te pędzle?
      P- no z Peggy Sage... (?!?!)
      J - Tak, ale ja pytam Z CZEGO SĄ WYKONANE?
      P - no... z włosia (??!!??)
      J - to super, ale jakiego?
      P - NATURALNEGO
      J - Panie, ale z jakiego zwierzaka???
      P - to nie wiem...a z jakich się robi?
      J - z włosia koziego, świńskiego, sobolego, wiewiórczego...
      P - ale jaja, nie wiedziałem... (przynajmniej był szczery :P)

      Śmiałam się z niego przez dobrych kilka godzin... :)))

      Usuń
  2. Po naszej porannej rozmowie byłam pewna że na szminkach dla mamy się nie skończy :P

    OdpowiedzUsuń
  3. zgadzam się co do obsługi w Inglocie, ja nie wiem czy to jakiś pech, ale we wszystkich stoiskach (w różnych miastach) miałam podobne odczucia

    co do weryfikacji obrazkowej to w końcu ktoś poruszył ten temat :) nienawidzę tego, nie wiem po co to jest bo są blogi dziewczyn które mają naprawdę imponującą ilość obserwatorów i nie mają włączonej tej funkcji, a jakoś nikt im nie spamuje...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli chodzi o sypkie pudry/róże/lakiery do paznokci Inglot dla mnie przoduje :) Niestety tak jak mówisz - obsługa wręcz odwrotnie :D

    OdpowiedzUsuń
  5. To były zakupy? Ja myślałam, że skok na drogerię:) Oj, nie, nie tym razem nie popłynę.... zakupów Inglota nie będzie:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hehe to fajna rozmowa,ale był przynajmniej szczery:) W takich momentach ewidentnie widac,że szkolenia pracowników są baaardzo potrzebne:)

    OdpowiedzUsuń
  7. co do obsługi i nglota mogę Wam to wytłumaczyć. Są to wytyczne sklepu które ekspedientki MUSZĄ spełnić! muszą podejść, pytać czy nie pomóc, stać przy klientce w razie gdyby jednak zmieniłą zdanie i chciała naszej pomocy.
    Przed sprzedażą trzeba dokładnie wytłumaczyc jakie są typy rózy czy cieni-perłowe, matowe i z drobinami. Wiele pań nie dostrzega różnicy między np. perłą a matem w słoiczku. ABy nie było później zwrotów które są kłopotliwe należy tak właśnie postępować.
    Odnośnie gramatury to np. bodajże wkłady do kasetek- cienienie nie posiadają podanej gramatury na opakowaniu!
    W sklepie są kamery, ekspedientki są monitorowane na bieżąco z tego jak wywiązują się ze swojej pracy.
    Mam nadzieję, że trochę rozjaśniłam całą sytuacje i nie będzecie takie krytyczne względem pracowników ignlo ta

    OdpowiedzUsuń