Translate

wtorek, 8 października 2013

Wywołana do tablicy - twórczy misz-masz cz. I/III

Ze smętnym spojrzeniem i spuszczoną głową witam się "po czasie" ;) Zostałam wielokrotnie wywołana do tablicy - wielokrotnie też zgłaszałam swoje "nieprzygotowanie" żeby w końcu tu zajrzeć i naskrobać kilka zdań wyjaśnień...

Czasami jest tak, że w pewnym momencie od wszystkiego chce się mieć przerwę, czasami przychodzi "zmęczenie materiału" lub po prostu nie ma się ochoty pisać o NICZYM żeby tylko napisać cokolwiek. I chyba w moim wypadku ostatnimi czasy mogłam zaznaczyć wszystkie powyższe. No, może jeszcze brak czasu ale to jest banalne, oklepane i przereklamowane bo w końcu sama wyznaję zasadę, że czas znajdzie sie zawsze trzeba tylko chcieć i umieć się zorganizować. Uważam jednak, że pisanie o pierdołach dla samego pisania bądź zasypywanie Was kilometrami informacji na temat jeździectwa, sprzętu, naturalnych metod szkolenia koni bądź o bezsensownie-bezpodstawnej zachciance zakupu kolejnego siodła mija się z celem. 

Są rzeczy które pasjonują nas - niekoniecznie będące interesującymi dla innych. To zupełnie ta sama historia jak poruszany kiedyś przeze mnie temat zasypywania portali społecznościowych tysiącami zdjęć swoich dzieci - autorzy są zachwyceni, rodzina autorów również, dziecko nieświadome a oglądający (nie posiadający dzieci) rzygają tęczą... Dlatego na początek, dla rozluźnienia: konik dla miłośnika zwierząt który nie zachwyci się dzieckiem i dziecko którym zachwyci się większość Pań mających/chcących dziecko zupełnie nie zauważających konika (bądź myślących, że to pluszowa maskotka - gwoli ścisłości - to ŻYWY konik)
Mój wpis na ten temat pewnego słonecznego dnia wywołał taką burzę, że kilka "dzieciatych" koleżanek przestało chcieć mieć taką koleżankę jak ja wśród swoich koleżanek :P Domyślam się, że poczuły się winne skoro tak bardzo personalnie wzięły "luźny, fejsbukowy" wpis do siebie... Ale nie ważne, nie o tym chciałam pisać; jeden lubi oglądać słodkie dzieci, drugi smażyć kotlety a trzeci dłubać w nosie.

A jak jest naprawdę? Naprawdę mój czas jest dość mocno zapełniony - budowa naszego domu zbliża się do końca (wybieramy baterie do łazienki, kafeleczki, pierdółeczki), zmagam się z własnym mieszkaniem w Jeleniej Górze, godzinami przesiaduję w stajni, rozpaczam nad rozpoczęciem roku Akademickiego, a co za tym idzie - zawisłą  wizją pisania pracy magisterkiej i planuję weekendowy wysyp Hubertusów ;)

Mówiąc szczerze opadł też mój zapał do nachalnego odwiedzania Rossmana, Natury etc. (nie mam już tak blisko :P), do Biedronki chodzi Jacek więc zakupowy szał omija mnie szerokim łukiem. Niestety to wcale nie odbija sie z korzyścią na moim portfelu (popadam ze skrajności w skrajność). Wyszłam z obiegu do tego stopnia, że miałam problem z podstawowym zamówieniem do-włosowym (internetowym oczywiście) i zamawiałam "na czuja" - zamówienie więc ocenicie wkrótce Wy ;)

Następne w kolejce są blogowe medialno/społeczne uprzedzenia do blogerów nie grzeszących inteligencją i informacje, które spadają na człowieka jak grom z jasnego nieba...
Wątki jednak rozwinę w kolejnych postach - jako, że nie było mnie długo a do powiedzenia mam sporo - postanowiłam podzielić swoją wypowiedź na 3 części :)

Na dziś koniec cz. I.
OBIECUJĘ, że cz. II nastąpi szybko i już nagle nie zniknę bez zapowiedzi. Blog będzie funkcjonował.

A ja dziękuję wszystkim niecierpliwym za wytrwałość :) Bardzo się cieszę, że nawet w chwilach stagnacji ja na Was mogę liczyć :))

19 komentarzy:

  1. Cieszę się niezmiernie, że moje dzienne odświeżanie Twojej strony się opłaciło i wreszcie ukazała się nowa notka - niemniej ciekawa od innych. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. BUdowa migusiem poszła :P
    Jak ja tęskniłam za Twoimi wpisami!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Tak, z budową poszło nadzwyczaj szybko - nie minął jeszcze rok od rozpoczęcia a już koniec widzimy :)

      Usuń
  3. Super, że jesteś :) Brakowało mi Twoich wpisów, bo ja lubię nawet takie w których piszesz o niczym ;) Choć wbrew pozorom każdym z nich jest o czymś ;) Czekam na kolejne i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Się zachwycam konikiem, dziecko jak dziecko- mnie nie wzrusza :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. konik to źrebię kucyka rasy Falabella :) To najmniejsze koniki na świecie :)

      Usuń
  5. chcących dzieci nie "chciejących" :) ......pozdrawiam i czytam po cichu , fajny blog

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ło matko, nie wierzę że tak napisałam :P Dzięki, już poprawione ;)

      Usuń
  6. No nareszcie jesteś.

    OdpowiedzUsuń
  7. Super , że jesteś :) Faktycznie budowa poszła Was mega szybko ! Ale co się dziwić w końcu to Twój dom a Ty żyjesz na takich obrotach , że jestem pełna podziwu :)

    OdpowiedzUsuń
  8. oh I ja tez sie ciesze ze powrocilas,lubie czytac Twoje wpisy,poprostu lubie szczerosc :)
    czekam z niecierpliwoscia na kolejna notke
    pozdrowienia z Londynu
    Sylwia

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekałam na Ciebie :-))) I cieszę się, że już jesteś! A konik z pierwszego zdjęcia piękny :P ;-)))))))

    OdpowiedzUsuń
  10. ja też widzę konika... Cudownie, że już jesteś.

    OdpowiedzUsuń
  11. Konik tak słodki i piękny , że aż niewiarygodny! (spoko wierzę, że prawdziwy ;) ). Dzieciak też fajny. ;) Miło, że dalej blogujesz!

    OdpowiedzUsuń
  12. Pomijając ten fakt że czekałam na Ciebie wytrwale ;)
    czytając post przez chwilę zamarłam ... kiedy był fragment o tych co lubią dzieci, albo smażyć kotlety albo.. no właśnie dłubać w nosie - kurczę akurat smarkałam (mam katar) zestresowałam się :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha :D Tu chodził "co kto lubi", smarkanie to kategoria "co kto musi" ;)

      Usuń