Translate

wtorek, 3 września 2013

Powrót do korzeni

Jestem - cała, zdrowa i wcale o Was nie zapomniałam :P W związku z frustracją związaną z miejscem zamieszkania po prostu przez ostatnie tygodnie szukałam "sensu życia"  - przebywanie z dala od "moich" miejsc, znajomych i pasji dobrze na mnie nie wpływało dlatego jedyną receptą było znalezienie sobie "czegoś" co wprawiać mnie będzie w dobry nastrój :) Budowa domu skutecznie pozbawiła mnie złudzeń o wakacjach - zresztą moja wizja "wakacji idealnych" bardzo mocno odbiega od fascynacji palmami, złotym piaskiem, turkusowym morzem i słodkim lenistwem - jestem typem człowieka, który musi działać żeby dobrze się czuć :)
I tak najpierw szukałam "psiej szkoły" która spełniałaby moje oczekiwania (nie znalazłam) żeby wrócić do tego, do czego wracałam ZAWSZE z maniakalnym wręcz głodem i poczuciem że podczas przerwy za dużo straciłam - do koni!
Kilka weekendów pod rząd spędziłam jeżdżąc na końskie zawody - zaliczyłam Zawody Ujeżdżeniowe w Rybnicy pod Jelenią Górą, WKKW (cross) w Racocie i skoki przez przeszkody w Siedlnicy pod Wschową. Pozytywnie zmotywowana zaczęłam poszukiwania sympatycznego ośrodka jeździeckiego i ... go znalazłam. Jak nietrudno się domyśleć przepadłam całkowicie - stąd moja nieobecność.

Nie uraczę więc Was ani arcyciekawą recenzją ani spektakularną stylizacją - dzisiejszy post jest "dla wybranych" czyli miłośników końskich sportów :)

Miejscem nr 1 na mapie miejsc do których zawsze będę wracać jest Jelenia Góra a dokładniej - Stajnia Rybnica. Miejsce w którym czuję się "jak u siebie"; w którym zawsze przywita się mnie z uśmiechem na twarzy a pożegna słowami "kiedy znowu przyjedziesz?, gdzie zawsze spędzę kilka godzin więcej niż zamierzałam i zawsze się gdzieś spóźnię bo tam tracę kompletnie poczucie czasu i rzeczywistości... Chyba żadna większa impreza beze mnie się tam jeszcze nie odbyła - na zawody czy Hubertusy przyjadę z drugiego końca Polski! I raczej szybko stamtąd nie pojadę - większość imprez trwa do późnych godzin nocnych, zawsze z atrakcjami ;)) Tym razem po zawodach bawiliśmy się przy muzyce... ukraińskiego zespołu muzycznego (który znalazł się przypadkowo i ulokował na starej przyczepie od ciągnika), który z fenomenalnym akcentem uraczył nas nawet rodzimymi, patriotycznymi "Sokołami" :D 
Dzięki "czujności" jednej z Was (dziękuję za info!) odwiedziłam również Racot gdzie miały miejsce Mistrzostwa Wielkopolski w WKKW. Niestety gościłam tam jedynie na crossie (przeszkody terenowe) - Jacka auto postanowiło się złośliwie zepsuć więc oczywiście ja w imię "słuszności wyższej wartości" zostałam pozbawiona swojego dyliżansu i swobody podróżowania gdzie chcę, kiedy chcę i ile chcę :////
(Jacek zdecydowanie nie podziela mojej fascynacji jeździectwem więc na wszystkie tego typu imprezy jeżdżę ze znajomymi. On w tym czasie organizuje sobie czas według własnego uznania a to uznanie tym razem zabierało mój samochód z nim do pracy ;) ) Dlatego z 3-dniowej imprezy został mi jeden dzień...

Pogoda za każdym razem nam dopisywała co skutkowało... późnymi powrotami :P
Siedlnica - miejsce, gdzie bardzo we mnie wierzą i ja też bardzo wierzę, że kiedyś jakaś siła skłoni mnie do wystartowania w zawodach skokowych - choćby klasy L  :P Dotychczas dyscypliną "przewodnią" było (i  nadal jest) dla mnie Ujeżdżenie.
Nie poddaję się więc i ostro klepię tyłek po przeszkodach. Po ostatniej parabolicznej glebie jednak odezwał się u mnie zdrowy rozsądek i... nakazał nabyć wszelkie możliwe "zapobiegacze" kontuzji w składzie: sportowy atestowany kask, (pancerna) kamizelka jeździecka i jakieś magiczno-elastyczne strzemiona które podobno zminimalizują obciążenie moich stawów (dokucza mi kolano). Uzbrojona po zęby jeżdżę więc na treningi (szczęśliwie do stajni mam jakieś 5-6 km), poznałam baaardzo fajną właścicielkę i mam nadzieję, że będzie to miejsce do którego będę wracać często . I jak na razie przestałam narzekać - na miasto i zbyt małe mieszkanie ;)))
Myślę więc, że zajęcie które kochamy jest lekiem na całe zło ;)) Pozwala nam się rozerwać, nacieszyć chwilą, zmęczyć i nie dać czasu na bezmyślne katowane samej siebie pt. "jak bardzo mi źle". Stawiajmy sobie cele, róbmy co kochamy a frustracje skutecznie wypoćmy :)))

16 komentarzy:

  1. Pod ostatnim akapitem podpisuję się całą sobą!! Pozostaje mi jedynie dopisać "amen"!! :)
    Tak trzymaj Aga :)

    Pozdrawiam,

    Malko

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, oglądając Twoje zdjęcia aż zachciało mi się wyjść popatrzeć na konie ze stajni która jest kilka działek obok mnie( Pan Grot prowadzi :) nie wiem czy ktoś kojarzy ;d .

    Tak z przypadku tą tuniko/sukienke/ nie wiem jak to nazwać gdzie zakupiłaś ?

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też mam koło siebie konie - niestety bardzo rzadko wypuszczane :(

    "ciuch" kupiony jako sukienka ;)) W sklepie Tom Tailor już jakiś czas temu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dokładnie! Pasja i zainteresowania to lek na całe zło :) Z utęsknieniem czekałam na nowe wpisy, ale wiadomo jak to jest. Nie samym blogowaniem człowiek żyje :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że info o zawodach w Racocie się przydało :)
    Cieszę się także, że "zawiesiłaś" narzekania na miasto ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Miło się ogląda uśmiechniętą ciebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzierżawisz konika?

    OdpowiedzUsuń
  8. blog naprawde ok :)
    zapraszam do siebie
    www.stylefamefashion.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. przecudowne zdjecia i ten Twoj usmeich :) . Bardzo lubie konie ale zawsze konzylo sie to tylko patrzeniem na nie :). Ja Geya przeczytalam tylko 1 czesc i polowe drugiej po czym stwierdzilam ze jest juz przeslodzona i odlozylam :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Aga, wrócisz jeszcze? co chwilę tu zaglądam, a tutaj stare wpisy... jeżeli skończyłaś już z blogiem, to chociaż napisz, nie będziemy sobie robić nadziei na następny wpis :(
    pozdrawiam, czytelniczka.

    OdpowiedzUsuń