Translate

wtorek, 25 czerwca 2013

Budowa - nie taka prosta sprawa

Dziś trochę spraw prywatnych - jako, że od jakiegoś czasu nie bywam tu często - przynajmniej nie tak często jak kiedyś i nie tak często jak bym chciała - kilka słów wyjaśnienia i trochę więcej żali.

Przeprowadzając się do Leszna byłam niemal 100% pewna, że zanudzę się tutaj na śmierć... Że na pewno ciągle będę jeździć do Jeleniej bo co tu robić? Zawodowo jestem na "urlopie" i mam szeroko rozumiane WAKACJE (już od 3 tygodni! Semestr zaliczyłam śpiewająco i bez jakichkolwiek zgrzytów więc do października mogę cieszyć się upragnionym wolnym). Teoria o uśmiercającej nudzie zdawała się więc być przesądzona.
Nic z tego. Pomijając, że wiecznie gdzieś jeżdżę, zajmuję sobie wolny czas rowerem, bieganiem, rolkami, jeździectwem i milionem nowych pomysłów na siebie (na które jak się okazuje brakuje mi czasu) moją głowę i czas zajmuje jeszcze DOM. 
Odkąd zaczął "rosnąć w oczach" nieco się oboje obudziliśmy i okazało się, że jednak "sam" się nie zbuduje i musimy podejmować tysiące decyzji na które niekoniecznie ja sama byłam przygotowana pomimo pełnej świadomości tego, że budowa domu to taki remont razy 1000. :P 
Etap "stanu zero" przebiegł bez większych emocji i z nikłą naszą obecnością (w końcu mieszkaliśmy w tym czasie w Jeleniej Górze). Mi początkowo wydawało się, że taki stan potrwa dużo dłużej - bo o czym tu teraz decydować skoro stan surowy odbywa się ściśle według projektu.
I zaczęły się schody (nie, nie w dosłownym tego słowa znaczenie - jeszcze nie ;) ) Bo projekt, który miał się ściśle trzymać architektonicznej myśli twórcy projektu "Afrodyty" - okazał się być czymś zupełnie innym, odpowiadającym oryginałowi tylko i wyłącznie w części wewnętrznej, mieszkalnej domu. Całą resztę projektant zdupił i to z przytupem (sorry ale inaczej i w miarę kulturalnie tego określić nie potrafię). Miał nam zmienić tylko dach a zmienił i dach i tarasy i  w ogóle wyrzucił z projektu wszystko to, co najpiękniejsze... Okazuje się więc, że nawet "znajomym" architektom wierzyć nie wolno i pomysł pobieżnego rzucenia okiem na wielkie płachty projektu to pomysł ZŁY. I tak jestem wściekła na siebie, bo z reguły wszystko sprawdzam zawsze dokładnie...

A więc... teraz moje niby-wolne godziny spędzam na kombinowaniu jak tu to wszystko ulepszyć, naprawić błędy "profesjonalisty" i przybliżyć budynek do stanu w którym powinien być od samego początku. Panowie budowlańcy mają już mnie chyba po dziurki w nosie bo każdy mój przyjazd na plac budowy wiąże się z kolejnymi przeróbkami, doróbkami i poprawkami :P 
Stan na dzień dzisiejszy: dom prawie dwukrotnie większy od zakładanego (chyba się zagalopowaliśmy troszeczkę...) i kolejne pomysły na dodanie jeszcze kilku centymetrów - chociaż do tarasu. Za temat zamknięty możemy uważać ściany - reszta jest nadal w fazie "kombinacji" i realizacji. Czy uda się doprowadzić budowę do stanu "zamieszkalności" do grudnia? Ciężko powiedzieć, jak na razie największe prblemy stwarza nam pogoda i właśnie to ta wredna pani jest przyczyną większości opóźnień...
Walka z czasem - dach :) Panowie uwijają się jak mogą...
Wypożyczyłam im też dodatkowego "pomocnika - ochotnika" ;) Pomocnik trudni się artystycznym rzeźbieniem w elementach drewnianych :P
(czyt. kradnie wszystkie deski które zdoła unieść )
W wolnych chwilach czuwa nad poprawnością prowadzonych prac. Jedno jest pewne - obijać się nie pozwala bo siejąc postrach wśród pracowników - nie pozwala opuścić im miejsca pracy :P Z takim "kierownikiem" nie zadzierają ;))))
Poniższe zdjęcie prezentuje stylowo urządzoną i zaaranżowaną łazienkę:
:P
I nasz ogród! Natura postanowiła nam w tej materii pomóc i sama zaaranżowała część ogródka siejąc nam samodzielnie kilka kwiatków ;) 
I tak to wygląda... Przed nami etap wzmożonego myślenia bo wielkimi krokami zbliża się do nas temat elektryczny a co za tym idzie - decyzje - co, gdzie i jak? Najgorsze w tym wszystkim jest to, że i tak finalnie coś wyjdzie "nie tak" :P Bo jak w 4 surowych ścianach ustalić ilość i miejsce kontaktów skoro nie ma się jeszcze bladego pojęcia co w pomieszczeniu będzie stało???
W głowie pomysłów tysiące ale jak to zwykle bywa (zwłaszcza w kobiecej głowie), pomysły te ewoluują i zmieniają się częściej niż pogoda w górach.
Wiem jedno - mam serdecznie dosyć mieszkania w bloku... Jakikolwiek luksusowy by on nie był - to nadal jest blok, bez szans na ciszę (zwłaszcza gdy jest piękna pogoda), z dziesiątkami sąsiadów, bez werandy i własnego ogrodu. Wiejska baba ze mnie ;)))

15 komentarzy:

  1. Życzę wytrwałości w tym nie lada wyzwaniu. Mam nadzieje że pokażesz nam efekt końcowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Jak tylko chatka wewnątrz zacznie nabierać kształtów (ale to nie tak szybko) na pewno nie raz, nie dwa coś Wam podrzucę ;)

      Usuń
  2. Aguś trzymam kciuki żebyście święta spędzili już we własnym domku:)

    OdpowiedzUsuń
  3. A co tam upierdliwość i zażalenia - w końcu to ma być Twój dom, taki jaki sobie wymarzyłaś i masz prawo być niezadowolona jak coś idzie nie tak. Mam nadzieję, że uda Ci się jakos naprawić to co fachowcowi nie do końca wyszło i że budowa pójdzie już gładko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wychodzę z tego samego założenia - dlaczego zgadzać się na coś tylko dlatego, że ktoś jest baranem i mu się nie chciało dorysować najistotniejszych detali? A to, że ekipa się denerwuje bo buble wychodzą w trakcie lub (co gorsza!) po skończeniu pracy - to już inna sprawa :P
      Na szczęście planowaniem oświetlenia zajmiemy się już sami :))) Cała reszta przyprawia mnie już o dreszcze ;))

      Usuń
  4. To faktycznie się sprawy pokomplikowały, ale na pewno wyprowadzisz to wszystko na prostą:)!

    OdpowiedzUsuń
  5. miałam to samo przy zakładaniu sklepu- teraz ledwo wyrabiam się z jedzeniem i myciem zębów:(

    OdpowiedzUsuń
  6. No to fachowiec się Wam spisał... Mam nadzieję, że dacie radę odbudować "ukradzione" tarasy ;-) U nas też mury rosną w siłę - oby żadne "niespodzianki" nie popsuły nam humoru ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, cały czas pracuję nad zmianami :)) A na jakim etapie Wy jesteście?

      Usuń
  7. Życzę Ci jak najmniej nerwów i jak najpiękniejszego domu :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba bym zabiła takiego "fachowca" kurcze to nie jest remont tylko DOM przez duże D , bo w końcu będzie to Wasz dom , oaza spokoju i azyl , do którego chciałoby się wracać i czuć , że wszystko jest Wasze na 100 % i tak jak Wy chcieliście :) Szkoda tylko , że teraz musisz się denerwować i patrzyć na ręce bo to jest mega męczące i irytujące ... Obyś już niedługo była po wszystkim ! :) Buźka !

    OdpowiedzUsuń
  9. Będziecie w nim mieszkać we 2? Jest ogromny, ile m2?
    Powodzenia(-:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy! :*
      Tak, we 2. Lubimy wszystko co duże bo sami też duzi jesteśmy :P Ponad 300 m2. ( trochę się rozpędziliśmy, miał mieć ok. 150 :P)

      Usuń