Po przeczytaniu "Królowej Vogue'a..." jakoś chyba podświadomie mózg skierował mnie na strony obuwniczo-odzieżowe. Poczułam nieodpartą chęć uzupełnienia swojej garderoby (której jako pomieszczenia póki co NIE posiadam...) która ostatnimi czasy chyba cierpi odzwyczajona od regularnych dostaw :P Zacznę więc od butów - miłości wiecznej i niezmiennej, przy tym stale postępującej.
Przypomniałam sobie o baletkach (no Anna Wintour zachwycona by nie była biorąc pod uwagę jej obsesję na punkcie szpilek żyjąc w myśl zasady "im wyższe szpilki tym większe szczęście"), bo tak w zasadzie to pozostałam w tej kwestii z niczm - melissy w dalszym ciągu słabo się sprawdzają a kolorowe Vagabond'y niespecjalnie do mnie przemawiają zwłaszcza, że jakieś nadzwyczaj wygodne nie są...Potrzebowałam cichobiegów lekkich, miękkich i wygodnych; bez kolejnego eksperymentu z PVC :P
Standardowo fizycznie nie odwiedziłam żadnego ze sklepów stacjonarnych tylko poświęciłam popołudnie na buszowanie w sieci. Szukałam baletek, które upatrzyłam już w zeszłym roku i... udało mi się :)
Miały być skórzane, ażurkowe, z odkrytymi palcami. I są! Po raz kolejny postawiłam na polską, sprawdzoną firmę - Błażej. Podobnie jak Lux'y czy Lewski - Błażeje okazały się być bardzo wygodne, pięknie wykonane i dostarczone w trybie ekspresowym. Przy okazji okazało się, że są również... przecenione :D
Miałyście do czynienia z tymi butami? Jeszcze nie wiem czy są faktycznie szyte w Polsce bo rozmiarówka jest iście włoska - lepiej brać rozmiar mniejszy.
A skąd tak naprawdę pomysł na baletki których do niedawna nie znosiłam? Poniekąd za sprawą tych nieszczęsnych Mel... Tak jak pisałam w moim przypadku one się nadal nie sprawdzają - a już na pewno nie na dłuższe przechadzki (obcierają, stopy się ślizgają). Ale płaska podeszwa bardzo przypadła mi do gustu :D Moje szpilki pięknie prezentują się i na nogach i na półce ale - do "śmigania" po mieście nadają się średnio...
Zwracam więc honor balerinom!
Do tematu butów jeszcze (niedługo) wrócę. Rzuciłam wyzwanie Conversom :D
Tymczasem wracam do lektury i "wietrzenia" skóry. Wybrałam się dziś nad jezioro z kolejną książką. Planowo miała to być "Spowiedź heretyka" Nergala, jednak Wintouro'owa tak mnie wciągnęła i zainspirowała, że Nargalowy wywiad okazał się być nie możliwy (póki co) do przełknięcia ;))) Zabrałam się więc za Helenę Rubinstein - i powiem Wam, że o ile Anna Wintour była wciągająca - biografia Heleny jest FENOMENALNA!
Fenomenalna do tego stopnia, że przypadkowo i niechcący zbyt mocno się opaliłam :/
Świetne buciki! Taki retro style :) pięknie wyglądają z tym czerwonym lakierem :) A książki o Annie i Helenie też są na mojej liście :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj koniecznie!
UsuńButy mi się spodobały bo są właśnie takie... inne :)
Aga, masz pięknie pomalowane pazurki :)) a buciki mi się bardzo podobają. Lubię czerń, lubię klasykę i lubię pantofelki :P
OdpowiedzUsuńostatnio przechodzę fascynacje mocnymi barwami na stopach :)
UsuńBardzo ładne buciki :-)
OdpowiedzUsuńE tam, babcine, nic specjalnego.
OdpowiedzUsuń