Rolki. Jako dziecko spędzałam na nich całe dnie krążąc godzinami wokół osiedli i zatruwając ludziom życie pod sklepem (pech chciał, że mieli kafle i podjazdy :P ) Ścierałam notorycznie kółka które nie były takie wypasione - ciche jak teraz, chociaż z drugiej strony - nikt ich nie oszczędzał i po 2óch dniach pociskał po piasku. Oczywiście wmawiając wszystkim, że te klekoczące kółka są KAUCZUKOWE, bo tylko kauczukowe były cool :D Ale i tak samo posiadanie rolek było cool - ciężkie, metalowe wrotki przywiązywane do butów odchodziły w niepamięć - najbardziej wyczekiwanym gadżetem były właśnie łyżworolki i prześciganie się w wysokości wyskoków i jazdy po schodach. Umieliśmy jeździć!
I z takim przeświadczeniem i wiarą Aga postanowiła (chyba) w zeszłym roku nabyć rolki - BO PRZECIEŻ UMIEM JEŹDZIĆ! Nooo... Pierwsze założenie ich na nogi pozbawiły mnie wszelkich złudzeń - do końca wierzyłam, że z rolkami jest jak z rowerem - tego się nie zapomina. Otóż zapomina - zwłaszcza zasady działania hamulca (swoją drogą nie przypuszczam, żebym w dzieciństwie często go używała :P )
Kolejnym ABSOLUTNIE KONIECZNYM zakupem okazały się więc ochraniacze "na wszystko na co się da". Tym samym uświadomiłam sobie, że weszłam w nowy życiowy etap, który nie był zupełnie istotny w wieku lat kilku-kilkunastu: kupując ochraniacze dałam dowód na to, że obawiam się o swoje życie i zdrowie :P
Nie wyobrażacie sobie jak się czułam zakładając to wszystko na siebie...
Wyglądam w tym wszystkim jak... POWER RANGERS!
W związku z powyższym rolki z osprzętem przeleżały w piwnicy rok (albo i dwa) aż do dziś :)
Oczywiście moja mało rozsądna natura już pierwszego dnia podsuwała mi pomysł zabrania na przebieżkę mojego psa (no chyba mam te ochraniacze po coś nie?), ale jednak ta mniejsza część rozsądku nakazała mi wyciągnięcie z domu Jacka w roli "asekuranta prowadzącego psa", który miał mi (jak się później okazało) uzmysłowić, że to BARDZO beznadziejny pomysł...
Bo ja tego psa wzięłam, wysłałam naprzód - co u niego oznacza "ciągniemy ile wlezie!" i... po błyskawicznym rozpędzeniu się i niebezpiecznym zbliżeniu do ludzi jadących i idących z naprzeciwka - cudownie mnie oświeciło, że ja... zupełnie nie umiem hamować! Było więc i śmiesznie i niebezpiecznie - bo ja w panice puściłam tego psa i w jeszcze większej panice zaczęłam się ratować biegnąc w tych rolkach po trawie (brawo Agu, brawo...!) Chłopak jadący z naprzeciwka na rowerze myślałam, że popluje się ze śmiechu bo ja... szamocąc się po tym pasku trawnika krzyczałam "sorry! sorry! ja jeździć nie umiem!!! ) Mina jego - bezcenna.
Ale opowiadać będzie miał co pewnie nie raz :P
Rada więc ode mnie - zanim poczujemy "wiatr we włosach" na czymś, na czym wydaje nam się, że umiemy jeździć - nauczmy się hamować :))))
Sama jazda - super; rolki to świetny sposób na... zgrabną pupę :)
Na koniec jeszcze się pochwalę bardzo kobiecym zakupem - nabyłam pierwsze w życiu... korki!
:P Ale spokojnie, grać w nogę nie zamierzam, potrzebne mi do zupełnie innych celów. A to, że są "ładne" to taka babska fanaberia ;)) Są takie zgrabne, bialutkie - mogłyby spokojnie służyć za damskie :P (pozdrowienia dla panów, którzy takie mają! Macie damskie korki :D)
Po weekendzie obiecuję jakiś bardziej kobiecy, próżno-sweetaśny post :P Cały czas jestem w rozjazdach (wyjeżdżam na kolejne 4 dni) i brakuje mi czasu na kosmetyczno-modowe recenzje... Obiecuję poprawę! Na swoje miejsce na blogu czeka recenzja biedronkowych miceli i ... refleksje włosowe :)
nie dołuj mnie :D kupiłam rolki z myślą, że właśnie 'tego się nie zapomina' !
OdpowiedzUsuńSamego "posuwu" do przodu może i nie bo póki jedziesz jest OK, ale wszelkie manewry (z hamowaniem na czele) to już wyższa matematyka :P
UsuńJa nauczyłam się jeździć na rolkach w zeszłym roku, no może przesadziłam z tym "nauczyłam się jeździć", powiedzmy, że się umiem na nich poruszać:))))
OdpowiedzUsuńZawsze Twoje posty wywołują u mnie uśmiech na twarzy:)
OdpowiedzUsuńDo czego więc będą korki? :)
Hahah no wypisz wymaluj jakbym czytała o sobie :D
OdpowiedzUsuńNie ma co, rolki fajna rzecz :)
He he też pamiętam te czasy :)
OdpowiedzUsuńAż jestem ciekawa do czego będą Ci potrzebne korki, skoro nie do gry w piłkę? ;)
OdpowiedzUsuńU mnie z kolei sprawdziła się zasada, że się tego nie zapomina. Na początku czułam się trochę niepewnie, ale wystarczyło jakieś 10 minut rozjeżdżenia się i śmigałam jak strzała ;)))) Ostatnio jeździłam aż 3 godziny. Zdejmując rolki miałam wrażenie, że nie czuję nóg :P To był hardkor hehe.
OdpowiedzUsuńHaha spłakalam się ze śmiechu czytając Twój opis jazdy na rolkach:) i przypomniało mi się dzieciństwo- pierwsze rolki (z kauczukowymi kółkami!) dostałam na I Komunię od Dziadków, ech to były czasy-brało się te rolki, parę takich dzikusów jak ja i jeździło wszędzie tam gdzie był kawałek prostego asfaltu (w praktyce niewiele..:) a na deser lody "Pinokio" w zaprzyjaźnionym spożywczaku:) Ech łezka się kręci...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
M.
JAk miałam 12 lat to chciałam się nauczyć jeździć na rolkach, więc wzięłam rolki siostry i fruuuu na drogę. Zokazji,że były wakacje,pora żniw na drodze pojawił się kombajn z rozłożoną ,,kosiarką" przez co zajmował całą szerokość ulicy. Z tego wszystkiego wpadłam w takie dziwne zagłębienie na ulicy i nie mogłam się wydostać, a kombajn był coraz bliżej (w głowie przewinął mi się film z ostatnich 12 lat). Jednak parcie na życie było silniejsze i wydostałam się z tej zapadliny i zwiałam do domu (ściągnęlam rolki i pobiegłam na boso). Od tamtej pory mam uraz do rolek :P
OdpowiedzUsuńAle Aga, nie poddawaj się, po coś kupiłaś te rolki:D
O matko, nie dziwię się że masz uraz do tych rolek... Całe szczęście nic Ci się nie stało!
UsuńJa niestety na rolkach też nie do końca potrafię jeździć :D Jakieś pięć lat temu kupiłam sobie przepiękne, wypasione rolki z kryształkami i światełkami i co z tego, skoro nie mogę się zmobilizować do jazdy :P Ostatecznie doszłam do wniosku, że dla mnie są za ciężkie ;-)) A korki masz ekstra! Muszę je pokazać mojemu chłopakowi, on zawsze kupuje sobie białe :D :D
OdpowiedzUsuńGosia, ja też długo nie mogłam się zmobilizować. Zachęciły mnie dopiero...piękne ścieżki rowerowe pod domem i masa ludzi na rolkach! Polecam, spodoba Ci się :))
UsuńAle mi poprawiłaś humor tym postem, w ten brzydki, deszczowy wieczór ;) Uwielbiam jeździć na rolkach, teraz tylko czekam aż pogoda się poprawi ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny post!! Ja rolki po raz pierwszy założyłam mając 37 lat ;-) dokładnie 3 tygodnie po porodzie aby podreperować sylwetkę ;-). Super zdjęcia...
OdpowiedzUsuń